Diabelskie Stradale
Grzegorz Ciźla – 2013 Maserati GranTurismo MC Stradale.
Minęło sześć godzin i 13 dni od kiedy, po kilku godzinnej przygodzie oddałem kluczyki od Stradale. Dzisiaj powiem Wam z ręką na sercu, że tęsknię jak cholera. Tęsknię za jej agresywną, wściekłą sylwetką wyrzeźbioną przez Pinifarinę, tęsknię za jej wyjątkowo brutalną skrzynią, za jej mrocznym charakterem a przede wszystkim za jej donośnym, wulgarnym głosem, który bezczelnie włączył większość alarmów pod moim blokiem. No właśnie dźwięk. Powiem Wam tyle… Ja, Stradale i tunel na Wisłostradzie przejechany co najmniej kilkukrotnie – tego nie da się zapomnieć. Jak to mawiają opaleni Włosi – GRANDE RUMOOOORE!!!
Recepta na gęsią skórę, sterczące na baczność sutki i sztywne włosy (nawet takie o których nie wiedzieliście) jest bardzo prosta. Kierunek – najbliższy tunel, drugi bieg, 2000 rpm, otwarta na oścież szyba – nie po to, żeby było Was widać bynajmniej i koniecznie ale to koniecznie wciśnięty guzik Race, który wyostrza reakcję gazu i „uwalnia” wydech tej 460 konnej Seks Bomby. Pełen but, jeżeli warunki pozwolą i wspinamy się w okolice 7000 obrotów. Potem hamowanie i redukcje z automatycznym międzygazem, którym towarzyszą fajerwerki z wydechu. Jeeezus Christ – czegoś takiego jeszcze w życiu nie słyszałem! Ryk silnika zwiastujący jakby zagładę nuklearną odbija się od ścian tunelu po to żeby wrócić do moich lekko odstających uszu i postawić mnie na nogi skuteczniej niż miauczenie kota o jedzenie nad ranem. To lepsze niż seks! I wcale nie zdziwię się jeżeli kierowcy w innych autach obecnych wtedy w tunelu nie dostali tak jak ja tzw. eargasmu.
Zanim jednak wsiadłem do auta, zastanowiłem się przez chwilę, czy ja w ogóle chce tam wsiadać?! Auto z zewnątrz ma w sobie więcej seksu niż Kasia Figura wybudzana w Kingsajzie przez szczwanego Polokoktowca, także już samo patrzenie na Stradale powoduje wielki przypływ przyjemności. Z przodu, z boku z tyłu – wygląda fenomenalnie! Mimo, że nadal nie jestem fanem tylnych, dość dużych świateł tutaj przymykam oko. Są ciemniejsze niż w zwykłej wersji i nawet zaczynają mi się podobać. W środku oczekiwałem roll cage’a i pasów szelkowych. Nie doczekałem się. Nowe Stradale pojawiło się w wersji cywilizowanej, z tylnymi – pełnowartościowymi siedzeniami zrobionymi na wzór tych przednich i z normalnymi pasami bezpieczeństwa. Nie miało to jednak znaczenia. Wnętrze choć nie idealne (przez konsolę centralną) wygląda świetnie – o wiele lepiej niż w normalnym GranTurismo. Czarne fotele przeszyte kontrastową, czerwoną nicią, dużo karbonu i to co lubię najbardziej czyli wszechobecna alcantara. Niby małe rzeczy a robią robotę w porównaniu do cywilizowanej wersji tego modelu, której kiedyś udało mi się skosztować. Do tego „tłusta” w swojej objętości kierownica i świetne – długie łopaty do obsługi skrzyni biegów (mogą być również karbonowe).
Stradale nie jest mała – bliżej jej do Liv Tyler niż Kylie Minoque. Ma 5m długości i ponad 2m szerokości z rozłożonymi lusterkami. Nie jest też lekka – przy wadze 1700 kg na sucho zastanawia jak radzą sobie z tą masą: silnik, zawieszenie, opony i hamulce. Czy w przeciwieństwie do podstawowego modelu Gran Turismo jest autem dla kierowcy? Odpowiem krótko: JEST…zdecydowanie JEST!
Stradale przy mocy 460 koni prowadzi się świetnie. Nie przyspiesza co prawda jak GTR, który przeczy fizyce. Do setki rozpędzicie ją w ok. 4,5 sekundy a przyspieszenie ustanie przy prędkości ponad 300 km/h. Słabo? Może się tak wydawać ale te 460 koni z silnika o pojemności 4,7 litra można przynajmniej w 100% wykorzystać bez obawy, że do 120 km/h będzie Was nękać po oczach światełko od kontroli trakcji. Mi w zupełności wystarcza. Poza tym GT MC Stradale jest doskonale wyważonym autem, co świetnie czuć w zakrętach. Silnik znajduje się prawie że w kabinie przed przednią osią ( patrząc z wewnątrz auta) a skrzynia mieszka sobie grzecznie z tyłu. Rezultat? 48% wagi auta jest skoncentrowane z przodu a 52% z tyłu. Z pozycji kierowcy przy dość agresywnej jeździe miałem wrażenie jakbym jechał dużo mniejszym i zbudowanym w układzie MR Porsche Caymanem S a nie kilkaset kilo cięższym i „metr” dłuższym potworem. Body roll jest dużo mniejszy dzięki zawieszeniu obniżonym o 10 mm, a hamulce doskonałe. Karbonowo-ceramiczne tarcze Brembo z potężnymi zaciskami zatrzymują auto na dystansie 33m – coś fantastycznego! Samochód oferuje również różne tryby skrzyni biegów. Ten najbardziej komfortowy jest totalnie przymulony więc po kilku minutach zmieniam na RACE. Auto staje się wyraźnie głośniejsze i szybciej reaguje na gaz. Sześciobiegowy zautomatyzowany manual MC Race Shift zmienia biegi tak brutalnie, że przypomina mi się przebieżka w Lamborghini Gallardo – coś pięknego! Cały proces zmiany biegu trwa wtedy raptem 60 milisekund. Na niższych obrotach jest natomiast miło, celnie i spokojnie. Zawieszenie? Sztywne. Na dziurawych ulicach okolic centrum Warszawy może nawet za twardo. Ale przecież o to tutaj chodzi!
Doświadczenie z jazdy tym autem jest niesamowite. Stradale żyje i aż się prosi żeby spędzać z nią jak najwięcej czasu w trybie RACE. To jest tego typu stworzenie, o którym myślicie tuż przed snem i zaraz po przebudzeniu. To jest zdecydowanie to, czego szukam w samochodach.
Lek na tęsknotę jest jeden – 800 000 zł, ale wiem, że ona jest tego warta
Amen,
gc